Portret Profesjonalistki – Luiza Norowska

PPW: Luizo, większość członkiń PPW zna Cię albo z TNP Fiscaaladvises (TNP), albo z otwartego niedawno sklepu w Den Haag lub z Polonusa, a także z odbytej w wakacje wspinaczki na Kilimandżaro. Czy możesz przybliżyć w kilku zdaniach swoją osobę tym członkiniom, które jeszcze nie zdążyły Cię poznać?

LN: Jestem właścicielką firmy TNP Fiscaaladvies w Rijswijk, współpomysłodawczynią i współzałożycielką sklepu Artwings. Prywatnie mama 3 dzieci. W Holandii mieszkam od 2003 r. w Hadze.

Przeprowadzka do Holandii była dla mnie przełomową decyzją, gdyż w Polsce miałam poukładane życie i obiecującą pracę w belgijskich liniach lotniczych. Ponadto nigdy nie przypuszczałam, że będę mieszkać poza granicami Polski.

PPW: Czy zawsze wiedziałaś, że będziesz prowadzić własny biznes? Co było motywem założenia własnej działalności?

LN: Absolutnie nie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, co więcej nie planowałam założenia własnej działalności. Jednak po przeprowadzce do Holandii zaczęłam dostrzegać możliwości i korzyści, jakie daje własna firma. Przystąpienie Polski do UE było początkiem mojej pierwszej działalności w Holandii. Początkowo prowadziłam sprawy administracje firmy mojego ówczesnego partnera i od czasu do czasu pomagałam znajomym w podobnych kwestiach. Po 2004 roku, Polacy pracujący w Holandii do tej pory w ramach pozwolenia na pracę, mogli zakładać własne firmy. Większość z nich nie miała wiedzy administracyjno-księgowej. Z biegiem czasu zapotrzebowanie na takie usługi rosło, więc pojawił się pomysł otworzenia własnego biura. Zajmuję się tym od 2005 roku. W międzyczasie firma przeszła kilka transformacji, a od roku 2012 jestem jej właścicielką i pracownikiem.

PPW: Jaki jest zakres Twojej działalności?

LN: Moja firma obsługuje firmy i osoby prywatne. Dla firm prowadzimy działalność księgową. Są to w większości firmy polskie, ale i kilka międzynarodowych. Skupiamy się na małych firmach i spółkach cywilnych.

Osobom prywatnym (nieposiadającym własnej działalności) oferujemy usługi w dziedzinie tłumaczeń korespondencji z holenderskimi instytucjami, pomocy w podjęciu niezbędnych działań takich jak: odpowiedzi na otrzymane pisma, rozliczenia, itp. Nasza oferta to także pomoc w tworzeniu wszelkiego rodzaju pism, np. wniosków, skarg, próśb, itp.

PPW: Nie jest tajemnicą, że w Twoim biurze pracują w większości kobiety? Czy jest tego szczególny powód?

LN: Tak. Jesteśmy firma pro-kobiecą, wspierającą kobiety (w większości posiadające także dzieci) w podjęciu pracy w Holandii. Kobiety, które zatrudniam, są profesjonalistkami zaangażowanymi w swoją pracę. Założeniem jest, że wzajemnie się wspieramy. Jeżeli czyjeś dziecko jest chore, czy któraś ze współpracownic ma ważne spotkanie w ciągu dnia, nie jest dla nas problemem wykonanie pracy za koleżankę. Każda z nas wie, jaki ma zakres obowiązków i stara się je wykonywać w jak najlepszy sposób.

Naszą bardzo ważną cechą jest to, że jesteśmy empatyczne względem siebie i naszych klientów i dlatego pomogłyśmy wielu kobietom w rozwiązaniu różnorodnych problemów. Dzięki zrozumieniu, jakie oferujemy, jesteśmy w stanie wesprzeć kobiety w ich decyzjach, czasem nawet zmieniających ich dotychczasowe życie.

PPW: Co masz dokładnie na myśli?

LN: Nasza firma oferuje coś więcej aniżeli porady administracyjno – prawne. Naszym klientom przedkładamy także wsparcie, chociażby pomoc w znalezieniu mieszkania, czy zakończeniu toksycznego związku. Ważne jest dla nas, żeby pomoc kobietom uwierzyć w siebie i to, że jeśli ich życie nie jest dla nich satysfakcjonujące, to otrzymują takie wsparcie, by same były w stanie je zmienić.

PPW: Zajmujesz się wieloma projektami charytatywnie, jednym z nim jest publikacja „Biuletynu”. Czy możesz nam opowiedzieć o tym projekcie i ewentualnie wskazać, gdzie można nabyć to wydawnictwo?

LN: Wszystko zaczęło się od tego, że na początku pisałam informacje dla osób prywatnych, np. jak zapytać o dofinansowanie. Informacje te drukowałam w formie ulotek lub rozsyłałam klientom drogą elektroniczną.

W pewnym momencie pojawił się pomysł stworzenia „Biuletynu”, który będzie zawierał tego typu porady, jak również informacje kulturalne dotyczące Polonii. Publikujemy w nim wszelkie niezbędne informacje prawne i finansowe dla Polonii żyjącej w Holandii. „Biuletyn” jest bezpłatny (TNP ponosi koszty druku) i ukazuje się 3 razy do roku. Można go nabyć (obecnie) w okolicach Hagi, np. w polskich sklepach (Pewex, Groszek, Malinka, Julka, Biedronka), Ambasadzie Polskiej, w niektorych salonach kosmetycznych i fryzjerskich.

Pracujemy nad jego szerszą dystrybucją, aby mógł docierać do Polaków w całej Holandii. Tak więc, jeśli ktoś chciałby zaangażować się w pracę w tym kierunku, serdecznie zapraszam!

PPW: Poza prowadzeniem własnej firmy, prowadzisz także “Artwings” w Hadze. Finanse i hand made store to dość rozbieżne dziedziny… Skąd ta różnorodność zainteresowań?

LN: Mimo bardzo dobrze działającej firmy i tego, że lubię pracę w TNP, wkradła się w moje życie pewna rutyna. Zawsze wychodziłam z założenia, że gdy tej rutyny jest zbyt wiele, to ogranicza ona kreatywność i rozwój. W moim życiu zawsze musi się coś dziać, trzeba być aktywnym, bo to napędza mnie do kolejnego działania.

Dlatego zaczęłam się zastanawiać nad nowymi pomysłami. Chęć rozwinięcia skrzydeł w innej dziedzinie postrzegam jako wyzwanie, a jeśli w dodatku łączy się ono z pasją, to czego człowiek może chcieć więcej? Zawsze wiedziałam, że chcąc pracować z ludźmi, mogę znajdować się w jednym miejscu 8-10 godzin, ale musi się tam coś dziać. Pomysł sklepu spełniał te założenia. Dodatkowym elementem były przesłanki biznesowe. Z uwagi na to, że jestem kobietą w pełni niezależną, na moich barkach spoczywa przyszłość i standard życia mojej rodziny. Zakres działalność TNP jest z góry określony, dlatego chciałam zbudować dodatkowy biznes, który połączy moje pasje i zapewni mi oczekiwaną przyszłość także materialną.

Ideą Artwings z kolei są wysokiej jakości artykuły hande made, z bardzo „mocnym” designem. Koncepcja hand made działa na zasadzie unikalności produktu, co jest dla nas bardzo ważne. Zaczęłyśmy od produktów z Polski. Obecnie pracujemy nad rozwinięciem współpracy z krajami takimi jak Słowacja, Bułgaria, Litwa, Ukraina, Rumunia itp., gdyż designerzy z tych krajów są jeszcze nieodkryci w Europie Zachodniej.

PPW: Artwings prowadzisz z dwiema wspólniczkami, prawda? Czy to także wsparcie kobiet?

LN: Zależało mi, żeby mieć odpowiedniego partnera/partnerkę w biznesie, z którym będę się świetnie dogadywać, gdyż posiadanie już jednej firmy i rodziny, wymaga wiele czasu.

Pomysł powstał we współpracy z moją siostrą i w krótkim czasie dołączyła do nas trzecia koleżanka. Każda z nas jest zupełnie inna, przez co doskonale się uzupełniamy.

PPW: Co poradziłabyś kobietom także pragnącym rozwinąć skrzydła w Holandii?

LN: Znaleźć odwagę w sobie na realizację swoich planów. Podjąć ryzyko. Wyznaczyć cel. To motywuje do działania. Kiedy wiem, że zbliża się jakieś zaplanowane wydarzenie, czuję zastrzyk dodatkowej energii. Ważne jest, aby nie zrażać się ewentualnymi trudnościami, nie czekać aż coś samo przyjdzie. Należy podjąć działania. Jeśli chodzi o zakładanie firmy, zachęcam do budowania firm z godnym zaufania partnerem biznesowym, gdyż to jest nieocenione wsparcie. Wspólna analiza problemów ułatwia podejmowanie decyzji, a niekiedy uchroni przed błędnym krokiem.

PPW: A co z osobami, które nie chcą zakładać własnych firm? Czy uważasz, że dla nich Holandia też ma coś do zaoferowania?

LN: Tak. W Holandii nawet wykonując pracę niewymagającą większych kwalifikacji czy wykształcenia, można zarobić godne pieniądze. Także płaca minimalna jest zadawalająca. Każdego stać na zakup niezbędnych produktów, a także na wyjazd z rodziną na wakacje.

Zauważam także dobrze funkcjonujący system dofinansowania, np. dla samotnych matek czy osób chorych.

No i bardzo ważną kwestią jest to, że szkoła odpowiada za naukę dziecka. Oczywiście rodzice wspierają je, ale dzieci na przykład nie dostają każdego dnia nieskończonej ilości prac domowych, które po szkole musiałyby wykonywać z rodzicami, co bardzo wydatnie odciąża zapracowane mamy czy ojców.

To, co mnie nadal fascynuje w holenderskim nastawieniu do życia, to fakt, że młodzież wyjeżdża na półroczne staże za granicą, a to USA, a to Azja. Takie wyjazdy niekoniecznie sponsorowane są przez rodziców. Młodzi ludzie chętnie podejmują różne prace, znajdują sposób na sfinansowanie swoich wypraw, są nauczeni osiągać cele.

To jest fajne, gdyż młodzi ludzie nie boją się podejmowania decyzji. Są bardzo otwarci na pogłębianie doświadczeń w innych częściach świata. Ta otwartość, ciekawość świata i myślenie out of the box buduje ich pewność siebie i kreuje silny indywidualizm już w młodym wieku.

PPW: Oprócz pracy zawodowej działasz także aktywnie w Organizacji Polonus i innych organizacjach wspierających Polonię, np. Izba Handlowa, Niderlandzko-Polskie Centrum Wspierania Młodego Ambasadora, a także wydajesz biuletyn dla Polonii. Co napędza Cię do działania na tylu różnych płaszczyznach?

LN: Angażuję się w rożnego rodzaju przedsięwzięcia i biorę w nich udział (byłam obecna na każdej edycji Polonusa), gdyż uwielbiam wszelkiego rodzaju inicjatywy kulturalne związane z Polonią w Holandii.

Od pierwszej edycji TNP sprzedawało bilety na Polonusa.  Jest to dla nas fantastyczna inicjatywa. 3 lata temu byłam nominowana do statuetki Polaka Roku w kategorii Biznes.

W zeszłym roku została mi zaproponowana funkcja skarbnika w Zarządzie Polonusa. Od tego roku TNP jest także sponsorem Gali Polonus. Działam też w nowej Izbie Handlowej, która w najbliższym czasie (24 listopada br.) organizuje Forum Biznesu.

PPW: Jak znajdujesz na to wszystko czas?

LN: Energię znajduję w satysfakcji płynącej z działania. Już kilkanaście razy mówiłam sobie, że to jest ostatni event, gdyż doba ma tylko 24 godziny, ale potem angażuję się w kolejny, gdyż to napędza mnie do działania. Ja to po prostu lubię.

PPW: Od około roku jesteś także członkinią Polish Professional Women. Jak dowiedziałaś się o PPW i co zmotywowało Cię do dołączenia do PPW?

LN: Przeczytałam gdzieś informacje o PPW i to mnie do razu zainteresowało. Lubię, jak ktoś podejmuje takie inicjatywy, poświęca swój prywatny czas dla kogoś, by przekazać mu swoją wiedzę. To jest bezcenne. Monika i Zarząd, wraz z osobami zaangażowanymi w funkcjonowanie PPW, robią to w doskonały sposób.

PPW: Co podoba się Tobie w PPW?

LN: To, że kiedy spotykamy się na spotkaniach networkingowych, możemy poznać ciekawe osoby w podobnej sytuacji życiowej, jak również ciekawe polskie business women, które ciężko jest spotkać na co dzień. W wirze pracy i obowiązków nie ma czasu na “ucięcie sobie pogawędki”. Ja bardzo lubię spotkania w kobiecym gronie, dyskutowanie z kobietami i wymianę poglądów.

Dzięki temu, że spotkania PPW są organizowane średnio raz w miesiącu, łatwiej jest zaplanować tam swoją obecność. Zainteresowały mnie także szkolenia organizowane przez PPW i ciekawi goście.

PPW zapewnia wsparcie wielu kobietom, co jest bardzo cenne. Kobiety często rozumieją się bez słów. Kobiecy networking jest bardziej rozbudowany, gdyż jest także wsparciem emocjonalnym.

PPW: Na zakończenie czy możesz przybliżyć motywy wspinaczki na Kilimandżaro i jakie są Twoje refleksje po podróży?

LN: Moja koleżanka, a teraz także partner biznesowy, zaproponowała mi wyjazd na tę wyprawę. Początkowo podchodziłam do tego pomysłu sceptycznie, jednak zdecydowałam się na tę podróż. Wyprawa trwała 12 dni, z czego 6 to dni wspinaczki (z uwagi na aklimatyzację). Muszę przyznać, że nie miałam pojęcia, z czym taka wyprawa się wiąże. To około 6-7 godzin marszu dziennie. Trekking zaczyna się przy bramie parku, na wysokości 2700 m n.p.m. Pierwsza baza na 3600 m. Dla mnie to rekord życia. Szczyt znajduje się na wysokości 5895 metrów n.p.m.

Pierwszy dzień jest najtrudniejszy fizycznie, gdyż organizm musi się przyzwyczaić do marszu pod górę, ale najgorszy jest “atak” na szczyt, bo wyruszasz o północy, więc czuwanie nie pozwala ci zasnąć.

Maszerujesz „ślimaczym” tempem w ciemnościach z małą lampką czołówką na głowie. Jest to najbardziej strome podejście, w dodatku chodzisz po pyle wulkanicznym, co można porównać z chodzeniem po piasku jak na wydmie.

Przez około 7 godzin idziesz w totalnej ciemności, przed sobą widzisz tylko nogi towarzysza, gdy spojrzysz w górę, ukazuje się rząd niekończących się lampek. Zastanawiasz się, ile jeszcze drogi przed tobą.

Jest ciężko, ograniczona ilość tlenu i wspinaczka wymagająca wiele energii. Na szczęście tragarze niosą nasze bagaże.

Po dojściu na szczyt czeka nas jeszcze 5,5 godzin marszu zejścia, gdyż tę trasę trzeba zrobić w ciągu jednego dnia.

Dopiero kiedy zeszliśmy, zdałam sobie sprawę, co się w ogóle wydarzyło.

Dla wielu osób zdobycie Kilimandżaro znajduje się na liście rzeczy do zrobienia. U mnie tak nie było. To miała być zwykła wyprawa. Nie zdawałam siebie sprawy, że ta podróż będzie miała ogromny wpływ na moje życie. Była nieustannym przekraczaniem własnych barier.

Ta podróż zmotywowała mnie do kolejnej wyprawy. W kwietniu 2017 wyruszam na trekking w Himalaje, na wysokość ok. 5800 m. n.p.m. Tym razem będzie to dłuższe wyjście, gdzie sam trekking wynosić będzie 12-13 dni. Będzie podróżą duchową, gdyż dużo przebywa się z tamtejsza społecznością, odwiedza klasztory buddyjskie i wioski. Powoli zaczynam odliczać dni do tej wyprawy!

PPW: Bardzo dziękuję za inspirującą rozmowę i życzę sukcesów w życiu prywatnym i zawodowym.

 

W imieniu Polish Professional Women wywiad przeprowadziła Monika Sucharska.

 

Więcej informacji:

 

 

 

 

Scroll to Top