Portret Profesjonalistki – Justyna Remijn

 

PPW: Z wykształcenia jesteś psychologiem. Ukończyłaś także studia podyplomowe w dziedzinie Public Relations. Posiadasz kilkuletnie doświadczenie zawodowe w dziedzinie związanej z farmacją. Obecnie prowadzisz własną firmę zajmującą się aranżacją wnętrz. Skąd ta różnorodność?

JR: Moim marzeniem było studiowanie architektury wnętrz. Niestety takiego kierunku nie było w Białymstoku, skąd pochodzę, a przeprowadzka do Warszawy wówczas nie wchodziła w grę. Musiałam odłożyć własne marzenia i pasje na jakiś czas i spróbować odnaleźć się w rzeczywistości, która mnie otaczała. Ponieważ ludzie i ich zachowania, a także mechanizmy, które się za tym kryją zawsze mnie fascynowały zdecydowałam się na studia psychologiczno-pedagogiczne. Cały okres studiów był dla mnie niezwykle ważny, ponieważ pozwolił mi poznać wiele mechanizmów, które kierują ludźmi, wyczulić się na sprawy, które dla niektórych ludzi są niezauważalne.

 

PPW: Początkowo Warszawa była dla Ciebie niedostępna, jednak z biegiem czasu udało Ci się zrealizować cel i zamieszkać w stolicy. Co było Twoim motywatorem?

JR: Pod koniec studiów magisterskich w Białymstoku, zdałam sobie sprawę, że chcę zmiany w moim życiu. Powiązałam to z obowiązkową praktyką dyplomowa, którą odbyłam w Warszawie na przedostatnim roku studiów. Z uwagi na to, że pisałam pracę dyplomową na temat pomocy psychologicznej dzieciom z rodzin dotkniętych problemem alkoholizmu, nawiązałam kontakt z Państwową Agencja Rozwiazywania Problemów Alkoholowych w Warszawie, gdzie byłam pierwszą stażystką w historii Agencji.

Z uwagi na to, że w tamtych czasach w Białymstoku nie było za wiele możliwości i perspektyw związanych z pracą, zdecydowałam się na nowo rozważyć przeprowadzkę do stolicy, tym razem już na stałe. I tak pod koniec piątego roku studiów przeniosłam się do Warszawy, w poszukiwaniu pracy.

 

PPW: Już w Warszawie zdecydowałaś się na studia podyplomowe w dziedzinie Public Relations. Czy nie pragnęłaś powrócić do realizacji marzeń związanych z architekturą wnętrz?

JR: Zdecydowałam się podjąć studia w dziedzinie PR, gdyż wykluczające się wymagania pracodawców zmusiły mnie do nowych poszukiwań i odnalezienia się na wymagającym rynku pracy. Naturalnym wyborem wydawał się wtedy kierunek PR, który współgrał z moją pasją do psychologii i pracą z ludźmi. Poza tym, nigdy nie czułam, że zrezygnowałam z marzeń związanych z aranżacją wnętrz. One zawsze były obecne w moim życiu. Wielokrotnie zmieniałam mieszkania, w których przyszło mi mieszkać w Warszawie i wyrażałam swoja pasje przez kreowanie przytulnych wnętrz w wynajmowanych mieszkaniach. Często też wspierałam radami w tej dziedzinie przyjaciół i ludzi, z którymi wówczas pracowałam. W tamtym okresie aranżacja wnętrz była niezmiennie moja pasją, ale realizowałam ją bardziej na zasadzie hobby niż pełnowymiarowej pracy.

 

PPW: Wspomniałaś, że Twoja przeprowadzka do Holandii była dość spontaniczna.

JR: Kiedy mieszkałam w Warszawie, poznałam mojego obecnego męża. Z uwagi na to, że wtedy Polska nie była jeszcze w UE, do wyjazdu za granicę niezbędną była wiza. Po kilku miesiącach znajomości zdecydowaliśmy, że to ja przeprowadzę się do Holandii. Zakładałam, że sprawy administracyjne mogą zająć kilkanaście miesięcy. Ku mojemu zdziwieniu, po tygodniu uzyskałam wizę, co oznaczało, że w przeciągu sześciu miesięcy muszę pozamykać swoje sprawy w Polsce i wyjechać do Holandii, aby nie stracić przyznanej mi wizy. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zostawiłam rodzinę, przyjaciół, pracę i moją niezależność w Polsce. Postawiłam wszystko na jedną kartę. To był szczególny, niekoniecznie łatwy okres w moim życiu. Przeprowadzka przez duże „P”.

 

PPW: Jak wspominasz swoje pierwsze miesiące w nowym kraju i mimo wszystko nieco innej kulturze?

JR: Kiedy zamieszkałam w Amsterdamie musiałam odnaleźć się w obcym kraju, obcym środowisku. Po raz pierwszy zetknęłam się z taką wielokulturowością, gdzie ludzie kompletnie różnych wyznań i narodowości, czy koloru skóry żyją obok siebie. Mimo iż wychowałam się w otoczeniu kilku narodowości i różnych wyznań, to dopiero po przeprowadzce do Holandii poznałam prawdziwe znaczenie słowa tolerancja.

 

PPW: Co masz dokładnie na myśli?

JR: Mimo iż zawsze byłam i jestem otwarta na inność, dopiero w Holandii zrozumiałam, co to tak naprawdę znaczy. W czasach kiedy mieszkałam w Polsce nie trzeba było być tolerancyjnym, gdyż wszyscy byli tacy sami. Nie było inności, nie dostrzegało się jej na ulicach. W Holandii na nowo zdefiniowałam znaczenie tego słowa. To traktowanie ludzi na równi z sobą, nie patrzenie na kogoś z góry, tylko dlatego, że jest innej rasy czy nosi ubranie związane z wyznawaną wiarą. Tolerancja to rozmowa z innymi bez uprzedzeń, próba zrozumienia drugiej osoby, szacunek.

 

PPW: Od 10 lat mieszkasz w Naarden. Co zadecydowało o Twojej wyprowadzce z Amsterdamu?

JR: W Holandii mieszkam od 2002 roku, przez pierwsze lata w Amsterdamie, jednak chęć założenia rodziny i posiadania przysłowiowego domu z ogródkiem, wpłynęła na decyzję o przeprowadzce do Naarden. Razem z mężem, to tu znaleźliśmy swoje miejsce, od razu zakochaliśmy się w okolicy, która jest otoczona pięknymi, wieloletnimi drzewami i wodą. Również z punktu praktycznego jest to dobra lokalizacja, położona centralnie w Holandii, blisko Amsterdamu, Utrechtu czy Amersfoort. W Naarden mieszkamy z 7-letnim synem Julianem i kotka Balou.

 

PPW: Jaki był/ jest Twój klucz do integracji ze społeczeństwem holenderskim? Jakie działania podjęłaś, aby zadomowić się w Holandii?

JR: Zaczęłam od nauki języka. Myślę, że to jest podstawa. Znajomość języka holenderskiego dodała mi pewności siebie, pozwoliła na niezależność od męża i bardzo ułatwiła kontakty. To właśnie znajomość języka holenderskiego w dużej mierze pozwoliła mi zadomowić się w Holandii i poczuć się tu jak w domu.

Kolejnym priorytetem było dla mnie znalezienie pracy i odzyskanie niezależności finansowej. Od początku byłam bardzo zmotywowana do podjęcia pracy, i tak już po 2 miesiącach podjęłam się projektu jako game-master dla firmy Nokia. Mimo iż był to krótki i dość zabawny projekt, pozwolił mi uwierzyć w siebie i postawić pierwsze kroki na holenderskim rynku pracy. Stamtąd wszystko potoczyło się już we właściwym kierunku. To było wspaniałe uczucie, na nowa zająć się pracą, w dodatku w nowym kraju i kulturze. To doświadczenie pozwoliło mi odważyć się sięgać po więcej.

 

PPW: Dla wielu kobiet wychowywanie dziecka w rodzinie dwujęzycznej jest powszechnym zjawiskiem. Dla innych może wydawać się wyzwaniem. Jak Ty i Twoja rodzina (dziecko/mąż) odnajdujecie się w dwukulturowym domu?

JR: Szczerze mówiąc nigdy nie patrzyliśmy na to jak na wyzwanie. Raczej zazdrościmy naszemu synkowi takiego startu i umiejętności posługiwania się dwoma, a właściwie trzema językami już od najmłodszych lat (rozmawiamy w domu po polsku, holendersku i angielsku). Przyszło nam to dosyć naturalnie, choć konieczna była i jest konsekwencja od samego początku: ja mówię do syna tylko po polsku, a mąż tylko po holendersku. Od początku też uświadamialiśmy Julkowi, że należy do 2 kultur i jego dom jest tak naprawdę i w Polsce i w Holandii. Obydwoje z mężem jesteśmy otwarci na nasze kultury i staramy się je łączyć w naszym domu, obchodzimy np. i Sintaklaas i Wigilię, którą sama organizuję dla holenderskiej części rodziny i przyjaciół. Polskie tradycyjne potrawy stały się już hitem.

 

PPW: W Twojej karierze zawodowej jest także okres kiedy pracowałaś dla firm farmaceutycznych. To dziedzina, która nie ma za wiele wspólnego z projektowaniem wnętrz. Opowiedz coś więcej na ten temat.

JR: Projektowanie wnętrz zawsze było obecne w moim życiu jako moja pasja. Wszelkie inne prace postrzegałam raczej jako źródło utrzymania się, i możliwość rozwoju osobistego i zawodowego. Tak było też z pracą dla koncernów farmaceutycznych. Karierę w przemyśle farmaceutycznym, a konkretnie w badaniach klinicznych i pharmacovigilance (dział bezpieczeństwa leków) zaczęłam dość przypadkowo, bez uprzedniego przygotowania merytorycznego. Potraktowałam to jako wyzwanie i możliwość samorealizacji w zupełnie nowej wówczas dla mnie dziedzinie. Udowodniłam sobie i innym, że mogę nauczyć się wszystkiego i sprostać najbardziej wymagającym zadaniom.

Mimo wieloletniego doświadczenia w tej dziedzinie nigdy nie zapomniałam jednak o swoim prawdziwym powołaniu jakim jest projektowanie wnętrz.

 

PPW: Co było dla Ciebie punktem zwrotnym, że zdecydowałaś się w 100% poświecić projektowaniu wnętrz?

JR: Z uwagi na naturalną niepewność jaka towarzyszy każdemu rozpoczęciu własnej działalności, przez wiele lat nie mogłam się zdecydować na założenie własnej firmy projektowania wnętrz. Za namową męża, dorosłam jednak do tej decyzji i tak w 2011 roku założyłam własna firmę Inside Creations. Początkowo, zdecydowałam się na stopniowy proces, najpierw ograniczyłam pracę w korporacjach do 3 dni tygodniowo, zabezpieczając się tym samym finansowo, a pozostałe dni poświęcałam na tworzenie projektów. Po 2 latach posunęłam się o krok dalej i całkowicie zrezygnowałam z pracy na etacie w koncernach farmaceutycznych całym sercem poświęcając się temu, co kocham najbardziej. Mimo iż do podjęcia tej decyzji potrzebowałam sporo czasu, cieszę się, że zaryzykowałam. To była wspaniała decyzja, gdyż obecnie zajmuję się tym co naprawdę kocham, moja praca jest moja pasją.

 

PPW: W skrócie: pogoń za własnymi marzeniami, dodała Ci skrzydeł i pozwoliła w pełni realizować się na drodze zawodowej. Co poradziłabyś kobietom borykającym się z myślą podjęcia kroków w pogoni za realizacją marzeń?

JR: Po prostu zróbcie ten pierwszy krok! Czasami po prostu trzeba zamknąć oczy i pójść za instynktem. Zaufajcie sobie. Wiem jak trudno jest to zrobić, przeszłam przez to samo, strach że się nie uda, brak wiary w siebie, lęk, że nie jestem wystarczająco dobra…, ale to wszystko jest tylko w naszej głowie. Ja żyję według zasady, że wolę żałować iż coś co zrobiłam, niż żałować, że czegoś nie zrobiłam. Jeśli nie spróbuję, nigdy nie dowiem się co może się wydarzyć.

Oczywiście, każdy taki krok niesie ze sobą ryzyko, ze nie wszystko uda się od razu. Nie trzeba się tego bać, to po prostu część przygody. Lepiej uzbroić się w cierpliwość i dążyć z pasją do realizacji własnych marzeń i planów. Myślę też, że warto się dobrze przygotować, zastanowić się jakiej dodatkowej wiedzy i doświadczenia nam trzeba, żeby zacząć coś nowego. Jest wiele kursów i warto w nie zainwestować, po to choćby tylko by mieć poczucie gruntu pod nogami. Uwierzcie mi, że jeśli już spróbujecie i poznacie smak takiej satysfakcji, nigdy już nie zechcecie powrócić do starej sytuacji 🙂 

 

PPW: Czym charakteryzuje się twój styl w aranżacji wnętrz?

JR: W swojej pracy łączę moją miłość do pięknych wnętrz z miłością do ludzi. Uwielbiam tworzyć wnętrza, w których moi klienci czują się szczęśliwi, i w których odnajdują siebie. I tu przydaje się moja wiedza psychologiczna, którą wykorzystuję by właściwie odczytać życzenia klientów i ich osobowość po to by móc przełożyć je na indywidualne projekty wnętrz. Moim mottem, jako projektantki wnętrz jest ‘Creating spaces inspired by you’ i to w pełni odzwierciedla mój styl projektowania. Każdy mój projekt jest wyjątkowy i niepowtarzalny tak jak mój klient, właściciel wnętrza. Zawsze staram się wydobyć to, co jest najbardziej ciekawe i oryginalne w architekturze wnętrza czy budynku i połączyć to w jedną całość z życzeniami klienta, jego stylem życia i sytuacja rodzinną. Proponuję moim klientom nieszablonowe, czasem zaskakujące, ale zawsze funkcjonalne rozwiązania, które odzwierciedlają ich osobowość. Podczas całego projektu jestem autentyczna w tym co robię i nie chodzi tu tylko o styl kreowania wnętrza, ale także o to w jaki sposób współpracuję z klientami. Oni dostrzegają mój entuzjazm i pełne zaangażowanie. Każdy projekt , każdy klient jest tak samo dla mnie ważny. Nie podążam ślepo za trendami, aczkolwiek śledzę blisko wszystko, co się dzieje na arenie międzynarodowego designu wnętrz. Lubię wyszukiwać różne nowości i ciekawe pomysły. Jednak największą inspiracją są dla mnie zawsze ludzie, otaczająca natura, różnorodność kultur.

 

PPW: Skoro praca to Twoje hobby, czym zajmujesz się w wolnym czasie?

JR: Robiąc to co kocham granica miedzy czasem pracy i czasem wolnym przestaje istnieć. Jeśli nie pracuję nad projektem to uwielbiam spotykać się z przyjaciółmi, uprawiać sport (fitness i bieganie dostarczają mi dużo energii, co roku jeździmy też na narty), słuchać muzyki i tańczyć. Ponieważ często pracuję w domu, muzyka towarzyszy mi nieustannie w pracy nad projektami. Taniec jest naturalnym odreagowaniem na długie siedzenie przy komputerze. Równie ważne jest dla mnie podróżowanie po odległych zakątkach świata. Ta włóczęga po świecie dostarcza mi niewyczerpalnego źródła inspiracji. Moja lista krajów do odwiedzenia jest nieskończenie długa, ale jak zawsze na pierwszym miejscu niepodzielnie jest Afryka. Poza tym lubię także oglądać filmy, skupiam się wtedy na filmach bardziej psychologicznych i artystycznych, które bardzo często wyświetlane są w niszowych kinach. I tu też odzywa się moje skrzywienie zawodowe, zawsze zwracam uwagę na wnętrza, które czasami wykorzystuję jako inspirację. Podobnie jest z książkami, lubię czytać te, które nawołują do refleksji.

 

PPW: Jaka książka i/lub film wywarły w ostatnim czasie na Tobie duże wrażenie?

Jest wiele filmów, które zostawiły we mnie ślad. Jednym z ostatnich jest Valley of Flowers, niezależnego reżysera Pan Nalin. Niesamowita opowieść o pasji i miłości, o moich ukochanych Himalajach, Tybecie i bliskiej mi filozofii buddyjskiej. Przepiękny film.

 

PPW: Członkinią Polish Professional Women jesteś od początku istnienia Stowarzyszenia, a właściwie jeszcze przed – kiedy była tylko grupa na LinkedIn. Dlaczego warto być członkinią PPW?

JR: To wspaniała okazja do spotkania niesamowitych kobiet, które są pełne pasji i radości życia. Bycie członkinią PPW to także możliwość rozwijania się na polu zawodowym i osobistym. Dzięki spotkaniom z ciekawymi ludźmi zapraszanymi jako goście, wymianą informacji i doświadczeń możemy być dla siebie zarówno wsparciem jak i inspiracją. Dzięki PPW zyskałam także grono przyjaciółek, na które wiem ze mogę liczyć w każdym momencie mojego życia.

 

PPW: Wspierasz także Beatę Wyszkowską, członkinię zarządu do spraw członkowskich, we wszelkich sprawach związanych z członkostwem np. sprawnym przebiegiem procesu rejestracji członkiń, odnawianiem składki członkowskiej, administracją, pytaniami członkiń itp. Co zmotywowało Cię do udzielania się w PPW?

JR: Poznałam Monikę Boomgaard jeszcze przed założeniem stowarzyszenia. Z uwagi na to, że obie mieszkamy w Naarden udało nam spotkać się na kawę i wymienić spostrzeżeniami odnośnie idei stowarzyszenia. Monika zaraziła mnie swoim entuzjazmem i energią. Uznałam, że chcę być częścią tej grupy inspirujących kobiet, a przy okazji pomoc w organizacji stowarzyszenia. To był szczególnie ekscytujący czas, kiedy po raz pierwszy wystartowałyśmy z rejestracja nowych członkiń.

 

PPW: Jaka tematyka szkoleń w ramach PPW byłabyś zainteresowana?

JR: Moje zainteresowania jeśli chodzi o szkolenia sprowadzają się do spotkań z ciekawymi osobowościami z Polski i nie tylko. Przykładem może być Małgorzata Wojtaczka, pierwsza Polka, która samotnie zdobyła Biegun Południowy. Tego typy osobowość są wspaniałym źródłem inspiracji i rozszerzają horyzonty myślowe.

 

PPW: Bardzo dziękuję za ciekawa rozmowę i życzę sukcesów w życiu prywatnym i zawodowym.

 

W imieniu Polish Professional Women wywiad przeprowadziła Monika Sucharska.

 

Więcej informacji:

 

 

Scroll to Top